Gruh |
Wysłany: Nie 19:45, 28 Paź 2007 Temat postu: [Opowiadanie] "Reverie" |
|
Był piękny sobotni wieczór rozciągający się po łąkach Low Lands w Szkocji. Katie Rayan siedziała wraz z psem pod jedyną wierzbą nad morzem traw, z którego wynurzało się tylko małe jezioro, promieniejące odbijanym światłem zachodu słońca. Milionami źdźbeł traw poruszał co jakiś czas lekki wiatr, przekornie marszczący wyjątkowo spokojną taflę jeziora. Na poczerwieniałym niebie rozbiło się kilka niewielkich obłoków, a daleki horyzont zdobiła wielka, jasna tarcza zachodzącego słońca. Katie siedziała wręcz nieruchomo wsłuchując się w ciszę. Jej wzrok zdawał się być dziwnie nieobecny. Dziewczyna kurczowo, choć spokojnie trzymała gruby rzemień czarnej, skórzanej smyczy. Siedziała tak, jakby pogrążona w tajemniczym letargu jeszcze przez kilkanaście minut, poczym powoli i bardzo ostrożnie wstała.
- Lily. – odezwała się do swojego psa. – Lily, chodź. Wracamy.
Czworonóg z lekkim zniechęceniem wyprostował łapy i wstał, poczym ciągnąc za
sobą Katie przebrnął przez sporą kępę traw i znalazł małą, ledwo dostrzegalną ścieżkę.
Tego wieczora, tak jak wielu innych ciepłych, letnich i jesiennych wieczorów poświęcając odrobinę uwagi można było spostrzec młodą dziewczynę snującą się nie naturalnym krokiem z psem głęboko pośród łąk.
*******
Stary, dębowy zegar ścienny wybijał właśnie dziewiątą wieczorem. W dużym, obszernym pokoju dziennym instytutu pomocy ludziom o zaburzeniach psychicznych siedziała dziewczyna o bujnych, brązowych włosach sięgających jej do pasa. W pomieszczeniu było swoiście ciemno, wszystkie światła były lekko przygaszone. Jedynymi jasnymi punktami wyróżniającym się z pośród mroku i zemdlonych świateł były dwa ślepia siedzącego nieopodal psa. W jednej chwili drzwi do pokoju lekko się uchyliły.
- Witaj, Katie. – wyszeptała dziewczyna o jasnych włosach. Na jej nosie dostrzec można było kilka ledwo widocznych piegów.
- Saro... – odpowiedziała równie cicho Katie. – Chcę zostać sama. Wybacz mi.
- Katie, nie możesz... nie możesz tak żyć.
- Nie mów mi, jak mogę żyć. Proszę cię, nie bądź kolejną osobą, która stara się być odpowiedzialna za mnie i moje życie. Nie chcę waszej pomocy. Nie potrzebuję jej.
- Nie rozumiesz... .
- Mylisz się. Wiem, czym jest moje życie, wiem, jak jest ono żałosne. Wiem również, że jedyne co mnie przy nim trzyma, to to, co robię tutaj. – powiedziała szorstko poczym wyszła.
Dochodziła godzina dziesiąta, kiedy Katie Rayan doszła do swojego domu przy Redfox’s Street. Nacisnęła klamkę i powoli popchnęła solidne, rzeźbione drzwi wiekowego domu. W środku panował zaduch i chłód. Katie weszła do obszernej, nowoczesnej kuchni. Na lodówce była przyklejona żółta kartka, na której litery tworzyły dwa krótkie zdania:
„Nie wrócimy dziś na noc. Nie czekaj.”
- To nic nowego. – parsknęła poczym wypiła szklankę wody, i ignorując całkowicie psa poszła schodami na górę. Na jej policzkach pojawiły się ledwo dostrzegalne w półmroku starego domu łzy. Weszła do pokrytego w szkarłacie pokoju, i ciężko opadła na wygodne łóżko. Gdzieś z głębi pomieszczenia dobiegały stłumione dźwięki płyty „Brave New Word” zespołu Iron Maiden. W pewnym momencie Katie poderwała się z łóżka. Jej całe ciało drżało. W jej głowie kołatały się miliony myśli. Dziewczyna sięgnęła do szafki nocnej i wyciągnęła gruby zeszyt, podpisany niezdarnie jako „Dziennik Katie Rayan”, i przeczytała ostatni wpis. Niektóre litery były rozmazane przez krople łez, niektóre przysłaniała krew. Katie zatrzymała swój wzrok na ostatnim zdaniu:
„Teraz już wiem, że jedynym prawdziwym przyjacielem, który nie opuści mnie aż do śmierci, jest mój ból.”.
Na kartki dziennika zaczęły spadać kolejne łzy, czyniąc niektóre zdania całkowicie nie czytelnymi. Katie Rayan siedziała teraz na swoim łóżku ciężko łkając i połykając swoje włosy przez wiele godzin, a odrzucony w kąt dziennik zastąpiła żyletka.
*******
Następnego dnia Katie obudziła się leżąc w ubraniach na swoim łóżku. Jej lewa ręka zaplamiona była krwią i naznaczona gojącymi się bliznami. Dziewczyna wstała i poszła do łazienki, wziąć prysznic. W pośpiechu zjadła śniadanie, nakarmiła psa i uprzątnęła pokój ze śladów po ostatnim wieczorze. Rozległ się dzwonek do drzwi. Kiedy Katie otworzyła drzwi, w progu stała Sara.
- Cześć, Katie. – powiedziała przygaszonym głosem.
- Czego chcesz ?
- Ja... ja właściwie sama nie wiem. – odpowiedziała poczym odwróciła się i odeszła.
- Poczekaj. – zatrzymała ją Katie. – Wejdź, proszę. Napijesz się czegoś ? – spytała, wchodząc do kuchni.
- Nie, dziękuje. Katie... co się z tobą ostatnio dzieje ? Jesteś... inna.
- Nic takiego.
- Katie... chcę ci pomóc.
- Ale to nie twoja sprawa. Nie potrzebuję rad hipokrytki, która tylko udaje moją przyciółkę. Nigdy nie potrafiłaś mnie zrozumieć.
- I to mówi chora masochistka. Katie, zmieniłaś się. Przerażasz mnie. – wyszeptała tylko Sara poczym wyszła delikatnie zamykając za sobą drzwi. Na policzkach Katie po raz kolejny zagościły ledwo dostrzegalne krople łez.
Katie spojrzała na zegarek. Był kwadrans po dziesiątej. Dziewczyna ubrała się i wyszła z domu, zmierzając w kierunku instytutu pomocy ludziom o zaburzeniach psychicznych. W wolnych chwilach i w weekendy pomagała tam. To jedno zajęcie powodowało, że mała cząstka jej osobowości czuła się wartościowa i potrzebna, dyktowało priorytety w jej życiu. Katie wierzyła, że tylko to trzyma ją przy życiu.
Po kilkunastu minutach spaceru doszła do celu. Jej oczom ukazał się pokaźny gmach instytutu. Dziewczyna szybko wspięła się po schodach i weszła popychając mosiężne drzwi do środka, do małej recepcji w której powitała ją szorstko stara recepcjonistka. Katie udała się po schodach na drugie piętro, na oddział zamknięty i weszła do biura, na którego drzwiach przybita była plakietka z napisem „Dr. Kinslayer”. Na skórzanym fotelu za biurkiem siedziała czarnoskóra kobieta z plikiem papierów w jednej i z kubkiem kawy w drugiej ręce.
- Cześć, Carol. – powiedziała Katie.
- Oh, witaj Katie. Usiądź, usiądź. – odpowiedziała – wiesz... mam do ciebie prośbę.
- Tak ?
- Widzisz... od jakiegoś czasu mamy tu tą małą dziewczynkę, Gwen. Jest bardzo zamknięta w sobie, i z nikim nie chce rozmawiać. Ty potrafisz dotrzeć do trudnych ludzi, rozumiesz ich, choć nie wiem, z czego to wynika.. Może mogłabyś pobyć z nią dziś trochę czasu ?
- Oczywiście... Gwen, tak ? – spytała i obróciła się by wyjść.
- Tak. A, Katie.
- Tak ?
- Wszystko w porządku ? Od jakiegoś czasu jesteś taka... nieobecna... .
- To nic takiego. To ja... lepiej już pójdę. – powiedziała i wyszła, lekko zamykając
za sobą drzwi. Zerknęła tylko na listę przyklejoną obok gabinetu Carol Kinslayer i udała się do pokoju nr 144. Gdy weszła, ujrzała małą i bardzo drobną dziewczynkę i włosach tak jasnych, że jej głowa zdawała się jaśnieć od odbijanego światła. Katie weszła do pokoju i usiadła na krześle.
- Cześć. Nazywam się Katie. Jak leci ? – powiedziała, lecz nie doczekała się odpowiedzi. – Nie lubisz dużo mówić, co ? To zupełnie jak ja. Wiesz co... może obie po prostu tu posiedzimy i pomilczymy ? Ja chyba też tego potrzebuję.
Czas zdawał się nie istnieć, kiedy dwie dziewczyny siedziały w małym pokoiku w zupełnej ciszy, nie zwracając na siebie uwagi. Ich wzrok nie spotkał się nawet na jedną chwilę, lecz Katie czuła dziwną bliskość do tej małej dziewczynki, którą widziała pierwszy raz w życiu. Po niespełna dwóch godzinach swoistego milczenia Katie wstała i cicho podeszła do wyjścia.
- Dlaczego to robisz ? – wyszeptała Gwen, dokładnie i wyraźnie wymawiając każde kolejne słowo.
- Co ? – spytała Katie, a wzrok Gwen wskazał ręce dziewczyny. Katie odruchowo zaciągnęła rękawy swetra aż po same koniuszki palców. – Wiesz... ja sama nie wiem. To mi pomaga.
- W czym ? – riposta dziewczynki była taka sama jak jej pytanie.
- Pomaga mi uciec od problemów, które są wewnątrz mnie.
- Od tego nie uciekniesz, Katie. – odpowiedziała Gwen, cedząc słowa na swój sposób. – Musisz się z nimi zmierzyć. Musisz naprawić to, co zepsute w tobie.
- Czemu mi to mówisz ?
- Ponieważ na to zasługujesz. – wyszeptała. W pokoju zapanowała znów swoista cisza. Słowa dziewczynki kołatały się w umyśle Katie. Nastolatka stała teraz jak wyryta na środku pokoju wpatrzona w Gwen.
- Musisz już iść ? – spytała dziewczynka.
- Tak, lepiej będzie, jak już pójdę. – odpowiedziała Katie poczym odwróciła się i wyszła z pokoju.
Katie wróciła do swoich obowiązków w instytucie, rozmyślając nad dziwną rozmową z małą Gwen. Co takiego ma w sobie ta dziewczynka ? Co chce mi przekazać ? Czy mi da się jeszcze pomóc ? Z zadumy wyrwały ją bicie zegara, wskazującego na godzinę piątą po południu, i Dr. Carol.
- Hej, Katie. – powiedziała, podchodząc. Ręce miała dziwnie podkurczone, jakby było jej zimno. Katie odpowiedziała na jej powitanie skinieniem głowy. – Byłaś u Gwen ?
- Tak, byłam.
- Dziwna dziewczynka. Dziwne jest to jej milczenie.
- Dziwne jest to, co ona mówi. – odpowiedziała Katie, poczym usiadła na najbliższym krześle.
- Rozmawiałaś z nią ? – spytała Dr. Kinslayer, wyraźnie zainteresowana.
- Można tak powiedzieć. Ale masz rację, że to dziwna dziewczynka. Myślę, że na mnie już czas, mam jeszcze coś do załatwienia. – dodała, spoglądając na stary, dębowy zegar.
- Dobrze. I Katie... uważaj na siebie. – powiedziała po czym weszła do swojego gabinetu.
Kilka minut później Katie Rayan szła swoim lekkim krokiem do starego, pięknego domu przy ulicy Redfox’s Street. Z nieba zaczęła się sączyć delikatna mżawka. Wieczór był wyjątkowo ciemny i ponury. Światła wiekowych latarń rzucały jedynie nikłe światło na ulicę. Kiedy Katie doszła do swojego domu, drzwi były zamknięte. Dziewczyna sięgnęła do torebki po klucze i po chwili zamek ustąpił. Katie poszła na górę wziąć prysznic. Po kilkunastu minutach siedziała na swym łóżku i trzymała w ręku słuchawkę telefonu.
- Halo, Sara ? – spytała, gdy ktoś odebrał.
- Tak. – odezwał się głos w słuchawce.
- Słuchaj... chcę ci tylko powiedzieć... że to co było rano... że ja tak nie myślę – powoli powiedział Katie.
- Katie... nie umiem teraz z tobą rozmawiać, ale chcę żebyś wiedziała iż ja też nie uważam tego, co powiedziałam za prawdę. – powiedziała szybko, poczym się rozłączyła.
- Saro, czekaj... – jęknęła Katie. – jaka ja jestem żałosna... .
Dwie godziny później, na dywanie starego, potężnego domu przy Redfox’s Street leżała młoda dziewczyna, której łzy na twarzy odbijały światło, a krew skrapiała dłonie. Jej całe ręce pokryte były bolesnymi nacięciami, a ubranie poplamione było szkarłatem krwi. Dwie godziny później, Katie Rayan stała u progu totalnego załamania nerwowego. Jej mózg przepełniały myśli o samobójstwie, nie miała jednak odwagi, by to zrobić. Za każdym razem, kiedy jej ciało cierpiało, by stłumić prawdziwy ból, który panował w jej sercu, Katie odczuwała wewnętrzny spokój. Kiedy czuła, jak ciepła, gęsta ciecz spływa po jej delikatnej skórze mogła na chwilę zapomnieć o swym prawdziwym cierpieniu i skupić się na bólu, który ogarniał jej ciało.
*******
Następnego ranka Katie obudziła się leżąc na podłodze tuż przy swoim łóżku. Jej ręce były spuchnięte i obolałe. Dziewczyna podźwignęła się i uprzątnęła bałagan. Nie spełna godzinę później była w instytucie pomocy ludziom o zaburzeniach psychicznych. Gdy tylko dotarła na drugie piętro, udała się prosto do pokoju nr 144.
- Cześć Gwen. – powiedziała wchodząc i przymykając za sobą drzwi. Katie robiła wszystko, by jej podłe samopoczucie nie wyszło na jaw. Dziewczynka nie odpowiedziała jej.
- Znów to zrobiłaś. – odpowiedziała po kilkunastu minutach. Katie szybko spojrzała na swoje ręce, które były teraz zakryte grubym swetrem aż po paznokcie.
- Skąd wiesz ?
- Widzę to w twoich oczach. Są teraz takie same, jak mojej mamy.
- Gdzie jest teraz twoja mama ?
- Już nie mam rodziców. – powiedziała z zupełną obojętnością. – Dlaczego to robisz, Katie ?
- To trudne... .
- To tego nie rób. Zamiast uciekać, zmierz się z tym.
- Boję się, że nie umiem. – na policzkach Katie znów zagościły łzy. Nie rozumiała jak, ale wiedziała, że ta mała dziewczynka siedząca przed nią jest kimś na prawdę wyjątkowym.
- Nigdy się tego nie dowiesz, póki nie spróbujesz, Katie.
- Może. – powiedziała Katie, odwracając się do drzwi.
- Jeszcze tu wrócisz, prawda ? – spytała Gwen.
- Tak, z pewnością. – szepnęła Katie, poczym wyszła.
Przez następne pół roku Katie regularnie odwiedzała małą, niepozorną dziewczynkę. Nigdy nie dowiedziała się, dlaczego Gwen została umieszczona w instytucie, i co właściwie jej dolegało. Przy niej Katie czuła, że może na nowo odkryć samą siebie. To skrzywdzone kiedyś dziecko odbierało wszystkie rzeczy takie, jakie były i emanowało nimi. Pół roku później, Gwen została przeniesiona do innego ośrodka na drugim końcu Szkocji, i choć kontakt dwóch dziewczyn został ostatecznie zerwany, to Katie Rayan żyła dalej ze świadomością, że mała Gwen gdzieś tam jest i że to dzięki niej zrozumiała, kim na prawdę jest.
*******
Dokładnie kilka lat później, w pewien ciepły, letni wieczór dziewczyna znana jako Katie Rayan siedziała na swoim pokrytym szkarłatną narzutą łóżku. Blizny na jej ciele zagoiły się i były praktycznie nie widoczne. Katie wzięła do ręki swój stary dziennik i otworzyła go, przeglądając zadbane teraz kartki. Kiedy znalazła pustą stronę, zaczęła dopisywać kolejny akapit:
„Czasami czujemy się odrzuceni, choć tak na prawdę cały czas ktoś przy nas czuwa. Czasami myślimy, że czegoś nie mamy, i przepełnia nas żal. Może to coś nie jest nam potrzebne ? Dobrze, że są na świecie ważne, nienamacalne rzeczy. I choć nie zawsze mamy nadzieję na jutro, to musimy się nauczyć, jak ją odszukać. Musimy się nauczyć, że w każdej niedoskonałości jest odrobina piękna, i kiedy tylko ją dostrzeżemy, możemy z niej czerpać siłę. Mądrość. Miłość.Tak wielu rzeczy jeszcze nie jestem świadoma, i tak wielu sama muszę się nauczyć. Teraz wiem, że zauważenie czegoś pozornie łatwo dostrzegalnego może być największym wyzwaniem. I choć nadal przychodzą chwile, kiedy moje słabości przeszywają ciało, a łzy nie dają zapomnieć o bólu... mam nadzieję. Czasami... czasami nadzieja jest silniejsza od wszystkiego, co nas otacza i pozwala nam przezwyciężyć wszystkie przeciwności... .” |
|