|
Jesteśmy inni i cieszymy się z tego "Nasze Forum" :D
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gruh
riddler.
Dołączył: 09 Maj 2007
Posty: 556
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/10 Skąd: Plaints of Silent
|
Wysłany: Czw 16:46, 17 Maj 2007 Temat postu: [Opowiadanie] "Cliff" |
|
|
- Człowiek, który nie wie co to przyjaźń jest tylko żałosnym ogarkiem życia, James. – wycedził Mike głośno trzaskając solidnymi, dębowymi drzwiami domu.
- Ty nic nie rozumiesz. – szepnął pod nosem James wchodząc po długich, krętych schodach. – Nic.
James Eye był naprawdę wściekły. Złość, która buzowała w każdej komórce jego ciała znalazła wyładowanie na przepięknej, porcelanowej wazie którą wylicytował na jednej z londyńskich aukcji. Powoli dodarł do swojej przestronnej sypialni, na środku której stało przysadziste, okrągłe łóżko, na którą opadł z żałosnym jękiem.
- Dlaczego nikt mnie nie rozumie ? Dlaczego najdrożsi mi ludzie traktują mnie jak obcego człowieka ? Dlaczego muszę cierpieć ?
James nie mógł długo leżeć, musiał odnaleźć sobie jakieś miejsce. Jakieś ciepłe, dobre miejsce. Wreszcie, bardzo blady poderwał się, a na jego jasnym policzku zatańczyła łza. Przechodząc do sąsiedniego pokoju, zdjął koszulę odsłaniając kościste ciało. W pośpiechu narzucił na siebie drugą, świeżą i zdecydowanym krokiem ruszył w kierunku drzwi na zewnątrz, które z rozmachem otworzył i wszedł prosto w ulewny deszcz. Wyszedł na ulicę, w dosłownie chwilę przemókł do suchej nitki, a jego drogie pantofle były całe w błocie.
Idąc tak ulicą James zatracił się w przemyśleniach i dzikim płaczu, który w strugach deszczu był kuriozalnie widoczny. Desperacko wyciągnął ociekający telefon komórkowy z całkowicie przemoczonych spodni.
- Sara ? Tak, to ja... musimy sie spotkać... – załkał James. – Tak, dobrze... będę.
James zmienił kierunek wędrówki, wchodząc na małe osiedle. Z jednego z okien patrzyło na niego kilka dzieci, z przerażonymi minami wytykając go sobie nawzajem palcami, zresztą nie bez powodu. Do jego wręcz chorobliwego ciała przylgnęła zupełnie już mokra koszula i spodnie, a ten późny jesienny wieczór nie przyczynił się do poprawy jego wyglądu. Tylko jego jaśniejące w świetle latarń prawie białe włosy dodawały mu szczypty uroku i człowieczeństwa.
James wyglądał jak wrak człowieka. Snując się niczym widmo, przyspieszył kroku od niechcenia wskakując na niskie stopnie prowadzące do nie dużego bloku mieszkalnego.
Stanął przy zatrzaśniętych drzwiach po czym nacisnął domofon przy nazwisku Sara Eye.
- Tak ? Słucham ? – James zwlekał z odpowiedzią – James ? To ty ?
- Ja... tak, to ja... – wyszeptał
Nagle drzwi bloku, na którym się opierał ustąpiły z charakterystycznym terkotem i James z trudem je popychając wszedł do budynku. W środku panował straszny zaduch, na obdartych z farby ścianach tu i ówdzie pojawiały sie rysunki, a spróchniała tablica ogłoszeń odstraszała spleśniałymi kartkami.
James wolnym krokiem podszedł do starej widny, i z trudem podnosząc solidną kratę zabezpieczającą wszedł do środka, naciskając guzik symbolizujący przedostatnie piętro. Widna groźnie zaterkoczała, ale bez oporów zawiozła James’a do mieszkania jego siostry.
Kolejny raz z wyraźnym wysiłkiem podniósł kratę, po czym wszedł do obskurnego i zaniedbanego pomieszczenia, które niegdyś było jego domem.
- James... Boże, jak ty wyglądasz... – zza rogu wyszła Sara, zatracona i brudna kobieta.
- Witaj. – odparł szorstko James.
- Jesteś cały mokry... idź, idź usiądź... ja... przyniosę ci... postaram się przynieść... coś ciepłego...
- Proszę, nie fatyguj się – przerwał jej
- To może... może mi powiesz, dlaczego tu jesteś... ja... ja nie spodziewałabym się ciebie tutaj... – jej głos załamał się, kiedy emocje wzieły górę nad jej ciałem. Z płaczem rzuciła się na brata, którego tak bardzo kochała.
- Saro... ja nie wiem, co mam zrobić... zagubiłem się... teraz wszystko nagle przestało mieć znaczenie...
- Ale...
- Laura odeszła. Odjechała do Szwajcarii.
- Na pewno...
- Ty też nic nie rozumiesz ! – znów przerwał jej James – Wszyscy jesteście kurwa przeciwko mnie ! – wykrzyczał, po czym podniósł się, i z tupotem małego dziecka wrócił do windy. Zjeżdżając, słyszał w górze stłumione przez grube ściany krzyki siostry.
- Już nic nie będzie takie jak kiedyś. Nic. – wyszeptał wychodząc na zdławioną przez ulewę ulicę.
James wolnym krokiem doszedł do willi, którą nazywał swoim domem. Wszedł do środka przez łatwo ustępujące drzwi, których nie zamknął kiedy wychodził. Teraz po ich zatrzaśnięciu odwrócił się i zaryglował zamek. Powoli podreptał dużymi, szerokimi marmurowymi schodami na wyższe piętro, kierując swoje kroki do łazienki. Zrzucając z siebie przemoczone ubranie, odkręcił czerwony kurek prysznica.
Nim pod niego wszedł, wyciągnął ze spodni nowoczesną Nokię, która jakimś cudem jeszcze działała. Szybko przeglądając obszerną listę kontaktów zatrzymał się na literze „l”, i jedynym opisie, który pod nią widniał. Laura. Bez zastanowienia wybrał numer. Po kilku sygnałach, które dla James’a okazały się być wiecznością w słuchawce wreszcie odezwał się aksamitny głos paryżanki.
- Lauro... proszę cię... – z trudem wyszeptał James.
- James... moja decyzja jest ostateczna. Nie mogę z tobą być, James. Wybacz – jej przyozdobiony bardzo wyraźnym akcentem głos ucichł, a na ekranie telefonu ukazała się informacja o odrzuconym połączeniu.
James załkał. Wiedział już, co musi zrobić. Szybko wszedł pod prysznic, umył się i użył swoich najdroższych perfumów. Wszedł do garderoby, włożył na siebie świeże ubrania, i zdecydowanym krokiem zszedł po schodach na dół do salonu. Przeszedł przez środek eleganckiego pokoju, po czym otworzył ukryty za drogo zdobioną zasłoną okienną sejf, wpisując kombinację cyfr składającą się na jego datę urodzenia.
Sejf stanął otworem, a James zabrał z niego wszystko co było w środku – gruby plik dokumentów, paczkę cygar, pozłacaną zapalniczkę, pojedynczą kartkę papieru, wieczne pióro i rewolwer. Położył to wszystko na stole, naskrobał niedbale coś na kartce, po czym przystawił sobie rewolwer do skroni i pociągnął za spust. Broń nie wystrzeliła. James zapłakał żałośnie.
- To się nie mogło tak skończyć... tak po prostu. – wyszeptał łkając, po czym schował jedno cygaro i zapalniczkę do kieszeni, i skierował swe kroki do garażu.
W przestronnym garażu był tylko jeden samochodów, Ford Eclipse, z kluczykami w stacyjce. James bez zastanowienia wsiadł do środka i odpalił silnik. Rozbijając maskę o mało solidną bramę garażu wyjechał przez dziedziniec swojej willi, i jadąc małą, wiejską drogą dodarł do małej łąki. Zatrzymał się, i odpalił cygaro. Siedział tak, powstrzymując płacz. W końcu wysiadł, przeszedł kilka kroków i rozpędzając się, skoczył z klifu w swoje ukochane morze.
W tym samym czasie, na stosie pozostawionych w domu dokumentów i przyciśnięta rewolwerem trzepotała na wietrze z otwartego okna kartka, na której było niestarannie napisane kilka słów:
Zostawiam Wam tylko mój testament.
Dedykuję mojemu dołowi i tym ludziom, którzy się do niego przyczynili ;<
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Gruh dnia Czw 20:03, 21 Cze 2007, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Dosia
Poem Terror
Dołączył: 12 Maj 2007
Posty: 413
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/10 Skąd: Słońce spiekło mi kark w MASSACHUSETTS!
|
Wysłany: Czw 17:01, 17 Maj 2007 Temat postu: |
|
|
Nie, no smutno! Zawsze smutno! Ale jak zawsze urzekająco. Masz talenciwo. Za to Cię koffam :*
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
dragoontales
Poem Terror
Dołączył: 09 Maj 2007
Posty: 365
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/10 Skąd: Dolina Muminków (nie mylić z kotem...)
|
Wysłany: Czw 18:59, 17 Maj 2007 Temat postu: |
|
|
cóż... jestem marnym ogarkiem życia... w końcu ktoś to nazwał... masz talent piotr, masz talent...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|